Nie ma rodziców idealnych, a jeśli ktoś próbuje świat
przekonać, że jest rodzicem idealnym, wiedzcie, że kłamie, oszukuje sam siebie
lub pewnych rzeczy zwyczajnie nie dostrzega. Ja w każdym bądź razie idealna nie
jestem, a nawet bym rzekła, że do ideału to mi daleko. Popełniam błędy jako
człowiek, popełniam błędy jako żona i popełniam błędy jako matka. Przyznaję się
do tego i biję w pierś – szczerze wielu swoich czynów i słów żałuję.
No właśnie – słowa. Bywają ostre niczym brzytwa, skutecznie
ranią, a przy częstym wypowiadaniu drążą w psychice słuchacza dziurę niczym
kropla drążąca skałę. Wypowiadamy słowa ot tak. Przecież wybrzmiewają przez
kilka sekund, po czym nic więcej nie słychać. Nad czym więc rozmyślać? Problem
w tym, że słowa nie odchodzą w niepamięć. My, dorośli, mamy łatwiej. Jesteśmy
już doświadczeni, mamy swój rozum i dumę. Znamy swoją wartość, a to właśnie
broni nas przed złą mocą słów niczym niewidzialna tarcza. Czasem robi nam się
na krótką chwilę przykro, kiedy indziej spływa po nas niczym po kaczce. Są
jednak słowa, które ranią mimo wszystko. Są to słowa najbliższych. Te zamiast
się odbić, wbijają się głęboko w umysł.
Do czego zmierzam? Co mają do tego wspomniane na początku obrazki?
Czasem miewam gorsze dni, bywam nerwowa i wybuchowa, zmęczona,
a dzieci swoim wszechobecnym jazgotem, jęczeniem i płaczem nie ułatwiają mi
przetrwania takich dni. Podobno do mojego samopoczucia przyczynia się Hashimoto,
ale ja bym raczej nie chciała wszystkiego zrzucać na tę chorobę. Jako osoba
świadoma i zdrowa na umyśle, powinnam nad tym panować. Przynajmniej się starać.
Zosia miewa skłonność do płaczu, który w moim, dorosłym, mniemaniu, jest w
wielu sytuacjach niepotrzebny. Tłumaczę jej często, że nie musi płakać. Może za
to ze mną porozmawiać, spokojnie swój problem wytłumaczyć. Zdarzyło mi się
kilka razy, w nerwach, powiedzieć jej, że nie chcę słyszeć jej płaczu. Nie
wiedziałam, że tak niepozorne zdanie, będzie w jej małej główce odbijać się
dobitnym echem.
Kilka tygodni temu miałam właśnie taki gorszy dzień. Mimo
usilnych starań, nie potrafiłam ukoić swojego rozdrażnienia. Wystarczyła jakaś
mała kłótna między dziećmi i ich płacz w stereo, żebym wybuchła krzykiem.
Zosia, obrażona na mnie i na cały świat pobiegła do swojego pokoiku,
ostentacyjnie trzaskając za sobą drzwiami. Już wtedy gorzko żałowałam, że ja,
głupia, nie potrafiłam trzymać nerwów na wodzy. Czego mogę wymagać od swoich
dzieci, skoro sama muszę najpierw popracować nad sobą? Usiadłam na kanapie,
wzięłam kilka głębokich oddechów. Łzy jakoś tak same napłynęły mi do oczu.
Przecież nie chcę, żeby moje dzieci pamiętały kiedyś takie sytuacje. Nie
musiałam długo czekać, żeby Zosia przyszła do mnie z rysunkiem w ręku. Często
tak wyraża swoje emocje, zwłaszcza te negatywne. Podała mi obrazek, a ja
widząc, co narysowała, zalałam się łzami. Na rysunku była dziewczynka. Z jej
oczu wypływała fontanna łez, a jej buzia była przekreślona dwiema kreskami.
Spytałam ją, co oznaczają te kreski. „To jestem ja, kiedy jest mi przykro, a
przekreślona buzia oznacza, że muszę cicho płakać, tak, żebyś tego nie
słyszała.” Od razu zrozumiałam, że to był efekt moich słów. Słów, którymi
rzucałam bezmyślnie. Poczułam się okropnie. Nie zdawałam sobie sprawy, jaką
wyrządzałam jej krzywdę. Do tej pory, kiedy myślę o tamtej sytuacji, mam mokre
oczy.
Zastanówcie się zatem, co mówicie swoim dzieciom, jak się do
nich odzywacie, czy nie sprawiacie im tym przykrości (i nie mam tu na myśli
słów typu „nie, nie kupię ci tego lizaka ;)). Ja już wiem, że powiedziałam o
kilka słów za dużo. Wszystko dzięki jednemu obrazkowi.
Moja Karinka tez z tych co maja placz na końcu nosa i tez bywają dni kiedy to mnie po prostu drażni. Ale tak jak piszesz, nie ma ludzi idealnych, najważniejsze to mieć świadomośc popelnianych bledow.
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie :) Ja głęboko wierzę, że Zosia z tego płaczu wyrośnie, a w zamian zacznie spokojnie rozmawiać. Na co dzień staram się z nią spokojnie rozmawiać, no ale czasem nerwy puszczają.
UsuńI właśnie takie sytuacje robią z Ciebie jeszcze lepszą mamę. Grunt to błędy dostrzegać i próbować je naprawić.
OdpowiedzUsuńTak myślisz? Chciałabym być dobrą mamą i chciałabym, żeby tak myślały o mnie moje dzieciaki :)
UsuńWiesz co jest najpiękniejsze? PRZYZNANIE SIĘ DO BŁĘDU!
OdpowiedzUsuńJa wyciągam z niego wnioski :* dziękuję!
Zgadzam się z Tobą - przyznanie się do błędu to duży sukces, choć czasem i niezłe wyznanie. Ja nigdy nie miałam z tym problemu. Warto czasem zrobić to publicznie. Chociażby żeby uświadomić sobie, że pomogło to nie tylko sobie samemu, ale również komuś, kto do tej pory zmagał się z podobnym problemem. Pozdrawiam Cię serdecznie :*
UsuńJa do dziś pamiętam kilka słów do słuchu wypowiedzianych na temat mojego płaczu przez wujka, strasznie go wtedy "znielubiłam". Dziś mi już przeszło, ale kiedyś było mi naprawdę przykro. Masz bardzo mądrą córeczkę, i szczęście, że w ten sposób przekazała Ci swoje emocje, teraz wiesz, co zrobiłaś nie tak. Ja myślę, że taka płaczliwość z czegoś wynika i nie jest złośliwym działaniem dziecka czy jego nieporadnością - po prostu my dorośli wolimy przegadać problem, a niektóre dzieci wyrzucają złe emocje płaczem czy krzykiem i nie myśl, że tak jest źle. Ja bym tak tego płaczu się nie czepiała po prostu;) Raczej tuliła, tłumaczyła, ale jeśli na tym etapie jest jej on potrzebny, to niech płacze
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ten płacz, to co raz częściej zaczynam sobie odpuszczać. Po pierwsze, szkoda nerwów. Po drugie, tak jak piszesz, pewnie ona tego czasem potrzebuje lub nie potrafi wyrazić w inny sposób. A tulenie to zawsze dobre rozwiązanie :)
Usuń