Jedz na zdrowie, czyli jaki rodzic takie dziecko?

Niedawno wszyscy świętowaliśmy dzień naszych pociech. Uważam, że w dzisiejszych czasach nasze dzieci na co dzień mają sporo atrakcji, ale i tak staramy się, aby 1 czerwca był dniem wyjątkowym. W tym roku moje dzieci świętowały ten dzień trzykrotnie - 31 maja podczas imprezy organizowanej przez Sanktuarium Maryjne w Gietrzwałdzie, 1 czerwca wraz z nami na wycieczce, hot-dogach i lodach, a także w zeszły czwartek na rodzinnej imprezie zorganizowanej dla sześciorga gagatków z naszej najbliższej rodziny (taka rodzinna tradycja - grill, trampolina, prezenty i zabawa). Na pierwszej wspomnianej przeze mnie imprezie Zosia bawiła się wyjątkowo - malowanie buzi, chodzenie na szczudłach, wata cukrowa, trampoliny i przeróżne zjeżdżalnie. Było super. Co roku przyjeżdża na tę imprezę mnóstwo ludzi z okolic - nie tylko z naszej gminy, ale również z Olsztyna czy Ostródy. Parafialne łąki wypełnia śmiech i pisk szczęśliwych dzieci. Rodzice, chcąc uszczęśliwić swoje skarby, stoją po kilkadziesiąt minut w kolejkach na największe atrakcje. No cóż, ja też stałam, bo czego się nie robi z miłości.

Kiedy tak czekałyśmy z Zosią, aż nadejdzie jej kolej na wdrapanie się na kilkumetrową zjeżdżalnię, miałam okazję poobserwować ludzi krzątających się ze swoimi dziećmi dookoła. Nie to, że jestem strasznie wścibska, ale jakoś musiałam spędzić ten czas oczekiwania, przepełniony ekscytacją mojej córki. Obserwowałam i największą moją uwagę przykuło jedno - gonimy Zachód. Gonimy, że ho ho! I niestety nie jest to powód do dumy.
Źródło: Internet

Przede mną w kolejce stał tatuś - mężczyzna rosły, wagi zdecydowanie ciężkiej, z ogromnym balastem z przodu pod postacią brzucha przypominającego taki z końcówki ciąży. Zaznaczam, że owy pan był na oko moim rówieśnikiem z niewielkim marginesem błędu. Nie byłoby najmniejszego powodu do opisywania tego na blogu, gdyby nie fakt, że w pewnym momencie przybiegła do niego córeczka - słodka dziewczynka mniej więcej w wieku Zosi, ale przy tym ważąca pewnie ze dwa razy tyle, co ona. Była istną mini wersją tatusia. Bluzeczka opinała jej bardzo mocno wydęty brzuszek, a mocno pyzata buzia różowiała od emocji i wysiłku.

Stojąc kolejny kwadrans zobaczyłam wiele takich przykładów - szła mama o bardzo niezdrowych gabarytach, a wraz z nią dwóch synów o bardzo słusznych wymiarach. Chłopcy ledwo człapali, a opięte koszulki ujawniały tłuste fałdy i biust,  jak u dorastającej nastolatki. Co rusz, gdzie się nie obejrzałam,  widziałam takie dzieci. Przerażające.

Czy najlepszym sposobem, aby obłaskawić swoje dziecko jest danie mu jeść? Dziecko najedzone to dziecko szczęśliwe, a szczęśliwe dziecko to szczęśliwy rodzic. Całkiem słuszna teoria. Tłuste chipsy, cholernie słodkie napoje, najlepiej gazowane i o kosmicznych kolorach. Do tego żelki, cukiereczki, czekolada. Słodkie jogurciki i deserki. Pyyyyszne. Na domiar wszystkiego brak ruchu - tablet, komputer, telewizja. Kiedyś dzieci płakały, gdy musiały wieczorem wracać z podwórka do domu (czasy mojego dzieciństwa), dziś płaczą,  gdy je się na podwórko wygania. Za co taka kara?

Od razu mówię - moje dziecko je słodycze, najczęściej poza domem. Sama też je kocham, przyznałam to niejednokrotnie. Czasem ganiam za Zośką z kotletem na widelcu, bo przecież ona mało kiedy jest głodna. Różnica jest jednak taka, że moje dziecko jest w ciągłym ruchu. Regularnie chodzimy na spacery. Komputer czy bajki są tylko od czasu do czasu. Gotując posiłki staram się, aby były zdrowe, pełnowartościowe i lekkie. Nie potrafię zrozumieć rodziców, którzy swoje żywieniowe niechlujstwo i lenistwo przerzucają na dzieci. Żrą świństwa i serwują je dzieciom. A potem wylegują się wspólnie na kanapie, sądząc, że zapewniają swoim pociechom szczęśliwe dzieciństwo. Swoją głupotą gwarantują zdrowie, sprawność i dobry wygląd dzieci. Pisząc o dobrym wyglądzie nie mam na myśli kultu piękna, ale zdrowy wygląd. Nie można pochwalać otyłości. Wiem, bo sama mam kilka kilogramów za dużo i czuję dyskomfort patrząc na swoje ciało. Poza tym, jasne jak słońce jest to, że grube dzieci mają wśród swoich rówieśników... sorry... przejebane. Nikt nie jest tak okrutnie szczery i cyniczny jak inne dzieci.

Jak walczyć z żywieniowymi nałogami swoich dzieci? Sukces leży w sztuce kamuflażu. Potrzebne są jedynie dobre chęci rodziców. Domowe lody, nutella z daktyli, krem czekoladowy z awokado i banana, owsiane ciasteczka z orzechami. Drobiowe hamburgery, frytki ze słodkich ziemniaków, pizza na cienkim cieście z pełnej mąki. Możliwości jest baaaardzo wiele. Nic nie zrobi się samo. Trzeba ruszyć tyłek i trochę pokombinować.

Trzeba dać dziecku przykład. Wyjście na spacer nie powinno być niemiłym obowiązkiem, a okazją do zabawy. Dziecko chce mieć rower, rolki, nową piłkę? Warto kupić i zaszczepić w dziecku chęć do jakiejkolwiek aktywności fizycznej.

Kochasz swoje dziecko - to oczywiste. Nie udawaj, że nie zauważasz tego, jak obrasta w niezdrowy tłuszczyk, jak siedzi cały dzień bez ruchu. Zadbaj o jego serce i wątrobę. Zadbaj o jego przyszłość. Zdrowie jest NAJWAŻNIEJSZE. Tobie również wyjdzie to na zdrowie.

6 komentarzy:

  1. Przeraża mnie ilość coraz grubszych dzieci i postawa rodziców, którzy fundują im taki wygląd. Mam bardzo podobny przypadek w domu. Mało ruchu, słodycze, chipsy, słodkie napoje - wszystko na zawołanie, a dodatkowo prawie cały dzień siedzenie z laptopem, telefonem albo tabletem w dłoniach. Niestety rodzice niby zdają sobie sprawę z tego co się dzieje z najmłodszą pociechą, a mimo to nie reagują. Bo tak jest wygodniej, bo jest spokój, cicho, nie trzeba się przejmować bo dziecko samo się czymś zajmie. Ja nie mam na to wpływu, ale już wiem, że swoje dziecko wychowam inaczej i już od najmłodszych lat będę wpajać zdrowe nawyki. Mam nadzieję, że kiedyś ludzie się opamiętają i przestaną w ten sposób krzywdzić swoje dzieci i narażać je na utratę zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że masz taką świadomość. Najczęściej ludzie uświadamiają sobie problem wtedy, gdy narasta on do poziomu, w którym bardzo ciężko jest walczyć z nawykami dziecka, a jego zdrowie jest już nieco nadszarpnięte. Mówi się jednak, że lepiej późno niż wcale więc mam nadzieję, że prędzej czy później coś się zmieni. Mam jednak wrażenie, że za mało się o tym mówi. Powinny być organizowane kampanie finansowane przez odpowiednie instytucje.

      Usuń
  2. To już wolę mojego niejadka od takiego małego grubaska... Przeraża mnie ta wszechobecna otyłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym wolała taką opcję. Z resztą Oliwka pewnie niedługo z tego wyrośnie.

      Usuń
  3. Sama ma w rodzinie tak duże dziecko 3 letnie na które ubrana dla wieku 7 lat są za ciasne. Bo czy dziewczynka 3 letnia może ważyć 35kg? Jestem rozgoryczona i z bólem serca patrzę jak to dziecko się męczy, jakie ma trudności, jak krzywią się kolana i jaką trudnością jest dla niej założenie bucików. U DZIECKA! A mama jej pomimo tego, że jest świeżo upieczoną pielęgniarką nie zdaje sobie z tego sprawy - wręcz przeciwnie, twierdzi że ona NIC NIE JE, i gdyby jej kg wiadra sera białego który uwielbia nie kupiła to nic by nie zjadła, gdyby nie było COLI nic by nie wypiła, bo o obiedzie nawet nie chce słyszeć. Widząc ją z paką chipsów w ręku o które toczy wieczny bój i lizakiem w buzi serce po prostu pęka. A jaka jest najlepsza zachęta np. powrotu do domu ? "Chodź, pojedziemy z tatą na kebab"! Przykro mi, że to piszę, przykro mi, że przytaczam ten przykład z własnego środowiska ale najzwyczajniej w świecie dla mnie to ogromna przestroga dla tych, którzy problemu zdają się nie widzieć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow. No to przytoczyłaś przykład idealny. Aż mi się zrobiło szkoda tej dziewczynki. Moja Zosia ma 4,5 roku i waży niecałe 18 kg. Czasem myślę, że takich rodziców powinno się karać ponieważ jawnie szkodzą swojemu dziecku. Biedne dziecko. Takie nieświadome tego, co ją czeka, jeśli rodzice się nie zmienią.

      Usuń

Drogi czytelniku. Jeśli masz ochotę pozostawić komentarz, zrób to śmiało. Będzie mi bardzo miło. Pamiętaj jednak, że nie toleruję szeroko pojętego chamstwa. Na konstruktywną krytykę zawsze znajdzie się tu miejsce :)