ZĄB-KO-WA-NIE!!! Pojęcie znane mi do tej pory bardziej z teorii niż praktyki. Zdawało mi się być tak nierealne, jak opowieści o duchach. No bo co miałabym sobie myśleć, jeśli moje doświadczenia w znoszeniu ekscesów związanych z wyrzynającymi się ząbkami były niemalże na poziomie "zero"? Zosia była w tej kwestii ideałem. Nowe ząbki rosły jej jak grzyby po deszczu - nawet nie wiedziałam kiedy. Przeważnie towarzyszyła temu reakcja pod tytułem "o, zobacz, jest nowy ząbek". Nic poza tym - żadnych nieprzespanych nocy, ton żelu znieczulającego dziąsła, czy też gorączek. Cisza i spokój.
Do dobrego tak szybko się człowiek przyzwyczaja. Ja też. W naiwności swojej wierzyłam, że wszystkie moje dzieci będą takie same (nie tylko w kwestii ząbkowania) - głupia ja. Przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Niby wiedziałam o tym, ale...
Od kilku nocy bierzemy udział w kameralnym koncercie, i to z pewnością nie życzeń. Stop. Właściwie to życzenia są. I to na dodatek dwa: jedno, aby przestało boleć - to życzenie synka, a drugie, aby nastała cisza - to życzenie Pana Męża. Tu przemilczę kilka kwestii, co by nie zaburzyć spokoju domowego ogniska, ale z łatwością walnęłabym kolejny wpis. Tym razem pod tytułem "Facet to... SAMOLUB" (nie będę obrażać trzody chlewnej).
Stasiu ma 6 ząbków - na dole tylko jedynki, czym przypomina z lekka retro kasownik do biletów - oczywiście najsłodszy na świecie. Od ostatniego ząbka minęło z pięć miesięcy. Nie wiem dokładnie, nie zapisywałam, kiedy wyszły górne dwójki. Od tamtej pory cisza. Nie sądziłam, że przed burzą. Wieczorem mały zasypia w miarę normalnie - smaruję mu dziąsła profilaktycznie. Spokój kończy się pomiędzy 12:00 a 2:00. Dobrze, że nie o 3:00 w nocy, bo po obejrzeniu "Egzorcyzmów Emily Rose" byłabym skłonna uwierzyć, że to opętanie - taka kara za niechodzenie do kościoła. No, ale powodów do śmiechu to ja raczej nie mam. Stachu się przebudza i zaczyna lekko postękiwać. W ruch idzie jedna pierś, potem druga. Widzę, jak niecierpliwie macha główką, powtarzając przy tym albo "nie, nie", albo "maaaa-maaaa". I tak z sekundy na sekundę coraz głośniej, jak gdyby ktoś stał z boku i bawił się pokrętłem z napisem "volume". Oczywiście budzi się Pan Mąż i rzuca komentarze, o których, z racji wyżej wspomnianego postanowienia, nie będę tu pisać. No cóż, chłopina przyzwyczaił się, że dziecko ząbkuje w ciszy. Synek pcha rączki do buzi, a jego płacz to już raczej histeria. Próbuję ratować sytuację kolejną dawką żelu. Ledwo mi się udaje go zaaplikować - protesty synka są poważne. Chyba go naprawdę boli. Idą dolne dwójki. Strach pomyśleć, co będzie z każdą kolejną parą ząbków.
Pierwszej nocy łaziłam z nim po pokoju w kółko, śpiewając kołysanki. Trochę go to wyciszało, ale nie na długo. Po paru chwilach ciszy i tak następował wybuch płaczu. Ok, trzeba próbować wszystkiego. Obudziłam Furbiego z nadzieją, że odwróci on uwagę Stasia od bólu. Nawet się udało. Potem przeszliśmy do bawienia się lalką i gry na pianinie. Stopniowo synek się uspokajał. Na koniec przypadła mu do gustu metrówka tatusia, z którą to ostatecznie zasnął, wymęczony płaczem. Batalia trwała ogółem z godzinę. No ale udało się, a ulga była ogromna - zarówno u dziecka, jak i u mnie. O tatusiu już nie wspomnę.
Człowiek się uczy z każdym doświadczeniem. Wczoraj, gdy już miałam nadzieję, że będzie spokojna noc, Stasiu, zgodnie ze swoim osobistym harmonogramem, jednak zrobił nam pobudkę. I zaczęło się. Od postękiwania po histerię. Tym razem tatuś, niczym super bohater, wziął synka w swe silne ramiona i zaczął spacerować po pokoju. Jednak z racji, że synek jest wyznawcą kultu mamy i tylko u mamy na rękach może komfortowo płakać, Pan Mąż oddał mi go po kilku chwilach, zapewne ku swej uciesze. Taki los matki. Plus się należy za dobre chęci.
Kiedy dziecko się męczy, rodzic nie może na to patrzeć ze spokojem. Przyszła mi wówczas myśl, że jeśli nie pomaga mój śpiew (nie to żebym fałszowała), to może ktoś inny pomoże. W ruch poszedł pilot. Pyk, pyk, kanał 90. Oczom naszym ukazała się mała, słodka rybka, śpiąca na wielkim liściu i pochrapująca niczym śpiący tatuś. Synek popatrzył, a że towarzyszy temu delikatna, spokojna i wyciszająca muzyka, to też posłuchał. Jego kwilenie jakby złagodniało i z minuty na minutę się skończyło. Poczułam jedynie, że wtula głowę w moje ciało. Po kilku minutach jego oddech był spokojny, coraz głębszy, jak przy zasypaniu. Skończyło się dobrze, jak w bajkach. Stasiu zasnął spokojnie. Rybka Mini Mini uratowała sytuację.
Wiem, że to dopiero początek. Bitwa wygrana, ale wojna trwa.
A co u Was działało najlepiej? Pomocy! Poratujcie dobrą radą.
10.6.15
- Wołaj "Oli"! :D
OdpowiedzUsuń- Pała!
:D :D :D :D :D
Ha ha :D
UsuńSama szybko zasnęłabym przy tej rybce ;D
OdpowiedzUsuńHa ha :) Mi oczy też się mocno kleiły :)
Usuńboszsz u nas to był koszmar! każdy ząb - tygodniowy katar, rozwolnienie, gorączka i jęki przez pół nocy.....instynkt macierzyński mi się znów odzywał niedawno, ale mi przypomniałaś i poszedł chyba spać ;)
OdpowiedzUsuńHahaha :) Nie daj się zwieść - a może druga pociecha będzie podczas ząbkowania smacznie spać :) Poza tym co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Po przejściach z Waszą małą musisz być zatem nieźle zaprawiona w boju :)
Usuń