Mam świadomość
ile błędów popełniam próbując wychować swoje dzieci. Niektóre koryguję szybko i
ostatecznie, a inne, niczym natrętna mucha, wracają co chwilę, nie chcąc odejść
w zapomnienie. Z tymi walczy się najciężej. Potrzeba wtedy dużej dawki cierpliwości
i samokrytyki.
Decyzja o
drugim dziecku była bardzo świadoma, a jego poczęcie zaplanowane niemalże z
dokładnością do godziny ;) Pragnęliśmy pełnej rodziny oraz szczęścia dla
naszego oczka w głowie czyli Zosi – nigdy nie wyobrażałam sobie, że mała
miałaby być jedynaczką. Z resztą, mój matczyny instynkt buzował niczym wulkan.
Musiałam dać mu upust, inaczej bym zwariowała. Już od pierwszych tygodni
przygotowywaliśmy naszą córkę do faktu, że za 9 miesięcy będzie miała
rodzeństwo. Jako że była (i jest) dzieckiem bardzo mądrym, pojęła ten fakt w
mig, bardzo angażując się w rozwój jej, jak się później okazało, małego
braciszka.
Dziś nasz
syn ma 1,5 roku. To dość dużo czasu by móc powiedzieć coś na temat relacji
między rodzeństwem oraz o błędach, które staram się eliminować. Ułożyłam sobie
swój osobisty spis rodzicielskich przykazań. Oto one:
1. DZIELĘ UWAGĘ. MNOŻĘ MIŁOŚĆ.
Kwestia
okazywania uczuć jest bardzo istotna, jak nie najważniejsza. W końcu to
pierwszy widoczny objaw naszych uczuć. Mówmy często, że kochamy. Głaszczmy,
przytulajmy, całujmy. Małe dziecko, które właśnie przestało być jedyną pociechą
bardzo odczuwa to przesunięcie uwagi z niego na młodsze rodzeństwo. Wiele razy
usłyszałam od Zosi: „bo ty już mnie nie kochasz”, „jego przytulasz, a mnie
nie”, „ja się do ciebie uśmiecham, a ty co?”, „tylko Stasiek i Stasiek”.
Niestety miała rację. W ferworze pierwszych tygodni i miesięcy, nieświadomie
skupiałam się głównie na nowym członku naszej rodziny, mimo, że przed jego
narodzeniem obiecywałam sobie, że Zosi nie zaniedbam. Zmęczenie i rozdrażnienie
połączone z euforią skutecznie odwracały chwilami moją uwagę od córki. Do tego
doszło jej buntownicze zachowanie, co sprawiało, że uciekałam właśnie do
Stasia, którego widok i obecność były dla mnie ukojeniem. To był błąd,
zamknięte koło. Ja wiem, że Zosia miała tę przewagę, że w pierwszych latach
swojego życia miała na sobie całą naszą uwagę, ale błędem jest przeniesienie
całej swojej uwagi na młodsze dziecko. Trzeba ją sprawiedliwie podzielić. Tak,
uwagę trzeba dzielić, a miłość mnożyć. Prosta matematyka. Staram się teraz, gdy Stasiu stał się
bardziej samodzielny, świadomie podchodzić do tego tematu.
2. NIE WYMAGAM ZBYT WIELE.
Moje starsze
dziecko to wciąż małe dziecko. Nie stało się z dnia na dzień dojrzałą,
odpowiedzialną i poważną osobą – choć w porównaniu do nowego członka rodziny
takie się ma wrażenie. Nadal lubi wygłupy, nadal miewa głupiutkie pomysły, nadal
nie wie, jakie są konsekwencje pewnych czynów. Oczywiście zdarza mi się
poprosić Zosię by spojrzała na Stasia w czasie, gdy ja na chwilę wychodzę do
kuchni czy łazienki, prosząc by mnie zawołała, jeśli mały będzie robił coś
niebezpiecznego. Kilka razy zbroił coś podczas mojej nieobecności, a ja miałam
pretensje do Zosi, że go nie przypilnowałam. Hola, hola. Szybko się opamiętałam
i powiedziałam sobie „STOP!!!”. To ja jestem odpowiedzialna za swoje młodsze
dziecko, a nie jego starsza (ale wciąż mała) siostra. Staram się zatem nie obarczać
córki obowiązkami wymagającymi bycia odpowiedzialnym za młodszego gałgana. Próbuję
mimo to nauczyć ją odpowiedzialności tłumacząc, jakie są konsekwencje pewnych
zachowania. I choć to czasem trudne, staram się robić to spokojnie i bez
zbędnych nerwów.
3. POZWALAM DZIECKU BYĆ DZIECKIEM.
Jestem
pewna, że wszyscy mający więcej niż jedno dziecko, zauważyli, że starsze
dziecko bardzo lubi schodzić do poziomu młodszego rodzeństwa. Zaczyna mówić w
pieszczotliwy sposób, charakterystyczny dla małych dzieci, udaje małą dzidzię.
Nagle „zapomina”, że potrafi samo jeść i samo się ubierać. Początkowo
reagowałam na to negatywnie, upominając Zosię by zachowywała się „normalnie”.
Normalnie czyli jak? Zrozumiałam, że takie zachowanie jest tylko i wyłącznie
próbą odzyskania matczynej uwagi. Dziecko widząc w jaki sposób młodsze
rodzeństwo przykuwa do siebie mamę, próbuje robić to samą z nadzieją na taki
sam efekt. Nic w tym złego. Zwyczajnie zaczęłam Zosi na to pozwalać. Gdy prosi
mnie, żebym ją ubrała, ubieram ją. Gdy chce żebym ją pokarmiła, robię to. Lecę
do toalety wycierać jej pupę, choć wiem, że sama potrafi to zrobić. Najwyraźniej
tego potrzebuje, a ja nie powinnam jej potrzeb lekceważyć. To samo dotyczy
wszystkich dziecięcych zachowań – krzyków, pisków, głośnego śmiechu, biegania,
szaleństwa, wygłupów. Choć czasem proszę dzieci o trochę ciszy, czy o to by nie
biegały, bo za chwilę skończy się to płaczem, staram się pozwalać im na to by
były sobą. Pozwalam dzieciom na bycie dziećmi. W końcu od czego jest ten
najpiękniejszy okres w życiu?
4. ZAWSZE WSPÓLNY TEAM.
Dzieci
będące rodzeństwem, mimo, że na co dzień biją się, drapią, ciągają za włosy i
przepychają, w sytuacjach kryzysowych stają w swojej obronie. Zauważyłam to,
gdy kilka razy obserwowałam, jak Zosia wdaje się w jakiś konflikt, a Stachu
widząc to leci w jej obronie i włącza się do kłótni. To dzięki wrodzonemu
poczuciu jedności, ale także dzięki odpowiedniemu działaniu rodziców. Gdy do
zabaw czy codziennych czynności dodawałam element konkurencji, z nadzieją na
zwiększenie motywacji, w efekcie dostawałam rozgoryczenie starszego dziecka i
nastawienie na niepotrzebną walkę z młodszym rodzeństwem. Nie taki efekt
chciałam otrzymać. Obrałam zatem inną taktykę. Wszystko robimy pod przykrywką
wspólnego działania. Działania dla dobra nas wszystkich. Niczym drużyna.
Wykluczamy element „kto lepszy” czy „kto pierwszy” (chyba że w relacji dziecko
– rodzić, ponieważ wtedy możemy dać dziecku fory w zamian za jego ogromną
radość z wygranej), a zastępujemy hasłami „razem”, „wspólnie”, „wszyscy”.
5. PORÓWNANIA WYRZUCAM DO KOSZA.
Obiecywałam
sobie i nadal obiecuję, że, jak ognia, wystrzegać się będę porównywania jednego
dziecka do drugiego. Ten błąd popełnia wielu rodziców. Sama tego doświadczyłam
będąc dzieckiem i wiem, że skutki ciągłych porównań są nieproporcjonalne do
dobrych intencji, jakimi są podszyte. Rodzic myśli, że przekona, że zmotywuje,
że dziecko zrozumie i się zmieni, a efekt jest zupełnie inny. Dziecko odbiera
to jako nieustanną krytykę. „Nie jestem taki, jak by tego chcieli rodzice.”
„Jestem zły.” To buduje jedynie poczucie, że brat czy siostra są przez rodziców
faworyzowani. Nie porównuję bo każdy jest inny. To tak jakby porównać kota i
psa. Kot jest kotem, chodzi własnymi ścieżkami, a pies psem – tuli się i czeka
na wygłupy.
6. DZIECKO STARSZE NIE ZAWSZE MUSI.
„Ustąp,
jesteś starsza.” „Bądź mądrzejsza i ustąp.” O matko, czy Wasi rodzice też
karmili Was takimi mądrościami? Mi na ich brzmienie robi się niedobrze. Jako
starsza siostra nasłuchałam się tego aż nadto. Dlaczego starsze rodzeństwo
powinno się poczuwać do obowiązku ustępowania młodszemu? Kategorycznie się temu
sprzeciwiam. Jeśli moje starsze dziecko czymś się bawi, a młodszemu ni stąd, ni
zowąd zachce się bawić tą samą rzeczą, musi ono najzwyczajniej stanąć w kolejce
i poczekać. To samo dotyczy wspólnej zabawy – jeśli któreś z dzieci nie ma
ochoty na wspólną zabawę, nie musi tego robić. Każdy ma prawo do gorszego
humoru, czy chwili samotności i spokoju. Rozumiem to doskonale. Staram się
unikać sytuacji, w których otwarcie próbuję wykorzystać fakt, że Zosia jest
starsza, a nawet jeśli już to robię, to w taki sposób, aby czuła z tego powodu
dumę, a nie niechęć i rozgoryczenie. I najlepiej unikać sformułowania
„starsza”, głównie po to, by po kilkudziesięciu latach nie odbijało się wciąż w
głowie dorosłego już dziecka echem.
7. KAŻDE KOCHAM NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE.
Kiedyś
natknęłam się na słowa Pani Henryki Krzywonos, która zapytana o to, jak jej się
udało tak dobrze wychować całkiem pokaźną gromadkę dzieci i mieć z każdym z
osobna bardzo bliskie i silne relacje, odpowiedziała, że każdego co wieczór
tuliła, szepcząc do ucha, że go kocha najbardziej na świecie. To bardzo piękne
słowa, nie faworyzujące nikogo, a potwierdzające fakt, jakim jest to, że
niezależnie od tego czy ma się jedno dziecko czy całą gromadkę, każde kocha się
najbardziej na świecie. Po jakimś czasie dzieci Pani Henryki zorientowały się,
że mówi ona to samo każdemu, ale poskutkowało to jeszcze większym zaciśnięciem
relacji. Utknęło to w mojej głowie tak bardzo, ze postanowiłam robić tak samo.
Powtarzam zatem moim dzieciom, że kocham je najbardziej na świecie, ale nie
tylko mówię to do ogółu, ale również do każdego z osobna. Po to, by poczuło się
wyjątkowo. Jakie będą tego efekty? Dowiem się w przyszłości.
***
Pewnie za
kilka lat dopiszę jeszcze kolejne punkty bo tego mnie nauczą nowe sytuacje,
których jeszcze nie doświadczyłam, ale póki co trzymam się tych siedmiu.
Podobno to szczęśliwa liczba.
A jak jest u
Was? Może są rzeczy, o których tu nie napisałam? Chętnie się dowiem.
Na chwile obecną mam jedno dziecko jednak, gdy nasza rodzina się powiększy liczę, że Twoje przykazania będą przeze mnie praktykowane, gdyż podpisuję się pod nimi całą sobą :D
OdpowiedzUsuń