Sztuką w życiu każdego łasucha, dbającego o zdrowie i usiłującego pozbyć się nadprogramowych kilogramów, jest unikanie słodyczy lub przynajmniej ograniczenie ich do możliwego minimum. To nie lada wyzwanie. I mówię to jako osoba słodyczolubna. Ale jak tu pożegnać się z czekoladą czy ciasteczkiem, gdy są one źródłem naszej codziennej, niewinnej przyjemności? Dobra wiadomość jest taka, że wszystko jest kwestią pomyślenia, poszukania pomysłów i odkrycia, że ulubione łakocie można przygotować w domu w wersji light, bez uszczerbku dla smaku i przyjemności. To wspaniała sprawa, zwłaszcza, gdy małymi łasuszkami są nasze pociechy. Często to właśnie dzieci są bodźcem do tego, by w naszych głowach zaczęła skakać mała piłeczka, niczym u pomysłowego Dobromira.
Tak było jakiś czas temu w naszym domu. Przyszła do mnie Zosia i poinformowała, że bardzo by chciała bym kupiła jej mega popularny, pyszny i "zdrowy" krem czekoladowo-orzechowy. Moje dzieci nie przywykły do smaku tegoż rarytasu, no może Zosia spróbowała gdzieś z raz czy dwa. Do naszego domu pyszny krem na literę N nie ma prawa wstępu. Nie tylko dlatego, że jego skład pozostawia wieeeele do życzenia, ale dlatego też, że za pomocą małej łyżeczki pochłonęłabym zawartość całego słoiczka w mgnieniu oka.