Tyle jest tekstów o tym, jak daleko człowiekowi do
ideału, jak daleko do ideału rodzicowi, matce. Z jednej strony podbudowują one,
poklepują nas po plecach szepcząc „Nie martw się, nie tylko ty jeden. Nikt nie
jest idealny.” Z drugiej strony uświadamiają nam masę popełnianych błędów,
wynikających z naszej ludzkiej słabości. Błędów, które w rzeczywistości mogłoby
się wyeliminować. Trzeba tylko o nich często myśleć i zamiast zamiatać je cichutko
pod dywan, należałoby je wysypać na środek pokoju, żeby regularnie sobie o nich
przypominać, potykając się o nie w drodze do kuchni czy łazienki. Chyba z
natury wolimy nasze wady przemilczać, a to nie o to przecież chodzi. Trzeba je
wykrzyczeć. Głośno i wyraźnie.
Mam świadomość
ile błędów popełniam próbując wychować swoje dzieci. Niektóre koryguję szybko i
ostatecznie, a inne, niczym natrętna mucha, wracają co chwilę, nie chcąc odejść
w zapomnienie. Z tymi walczy się najciężej. Potrzeba wtedy dużej dawki cierpliwości
i samokrytyki.
Decyzja o
drugim dziecku była bardzo świadoma, a jego poczęcie zaplanowane niemalże z
dokładnością do godziny ;) Pragnęliśmy pełnej rodziny oraz szczęścia dla
naszego oczka w głowie czyli Zosi – nigdy nie wyobrażałam sobie, że mała
miałaby być jedynaczką. Z resztą, mój matczyny instynkt buzował niczym wulkan.
Musiałam dać mu upust, inaczej bym zwariowała. Już od pierwszych tygodni
przygotowywaliśmy naszą córkę do faktu, że za 9 miesięcy będzie miała
rodzeństwo. Jako że była (i jest) dzieckiem bardzo mądrym, pojęła ten fakt w
mig, bardzo angażując się w rozwój jej, jak się później okazało, małego
braciszka.
Dziś nasz
syn ma 1,5 roku. To dość dużo czasu by móc powiedzieć coś na temat relacji
między rodzeństwem oraz o błędach, które staram się eliminować. Ułożyłam sobie
swój osobisty spis rodzicielskich przykazań. Oto one: