Prezenty świąteczne (i nie tylko) dla (prawie) 2-letniego chłopca.

Po cichu licząc, że są wśród Was tacy, którzy jeszcze nie przebrnęli przez temat świątecznych prezentów i wciąż szukają pomysłów, przychodzę do Was z wpisem, który, kto wie, może okaże się całkiem przydatny. Przedstawiam Wam kilka pomysłów na prezenty dla chłopca (choć część z pewnością spodobałaby się również dziewczynce) w wieku od 1,5 roku do 3 lat. Są to zabawki, których większość lada moment zagości pod naszą bożonarodzeniową choinką (są zarówno od nas, jak i dziadków i cioć).

Ach te święta...

Gonitwa za prezentami, robienie porządków w domu, zapach mandarynek i pomarańczy i „Last Christmas” w radiu. Tak mi się kojarzą dzisiejsze święta...

Źródło: Internet

Byłam na wagarach, ale nie żałuję... V Warmińsko-Mazurskie Spotkania Blogerów - 15.11.2015

Pamiętacie, co robiliście w niedzielę dwa tygodnie temu? Pewnie nie. A ja pamiętam. No bo jak mogłabym zapomnieć... Byłam na wagarach, ale to taki mały sekret. Zobaczcie jak je spędziłam.

Ciche bohaterki.

Wstają rano, jak co dzień. Szykują dzieciom śniadanie, same nie mając zbyt wiele czasu na choć jeden spokojny kęs. W biegu odprowadzają dzieci do przedszkoli i szkół i pędzą do pracy – ktoś przecież musi pracować. Ich barki uginają się od drobnych dziecięcych problemów i ważnych życiowych decyzji. Zakupy, rachunki, pranie, sprzątanie, wywiadówka w szkole, strój na bal przebierańców w przedszkolu, pierwszy ząbek pod poduszką i angina. Tysiące myśli w ciągu dnia, przez które muszą przebrnąć, niczym przez śnieżne zaspy.  Dzieci są ich motorem, napędzają codzienny harmonogram działania, dają siłę i motywację. Wspólna kolacja i bajka na dobranoc. Niekiedy zasypiają przy dziecięcym łóżku z książką w ręku. Wstają w środku nocy, po omacku trafiają do swojego łóżka i zasypiają. Same. Samotne. 


Rozdanie!!! Zdobądź szansę na wygranie książki z przepisami Pawła Małeckiego, z serii "Cukiernia Lidla". 22-30 listopada 2015.

Ogłaszam małe rozdanie. Chciałabym obdarować kogoś z Was egzemplarzem książki z przepisami mistrza cukiernictwa, Pawła Małeckiego. Zawiera ona całą masę wspaniałych przepisów, począwszy od klasyki, poprzez fantazyjne desery, aż po przetwory. Idealnie się sprawdzi w nadchodzące święta.


Biblioteczka malucha - seria "ROSNĘ I POZNAJĘ", wyd. Zielona Sowa. Książeczki idealne dla rocznego dziecka.

O książkach chyba jeszcze nie pisałam, toteż pomyślałam, że czas na taki wpis. Dziś kilka słów na temat ulubionych książeczek mojego synka. Jest to seria książeczek, które są zapewne znane wielu z Was. Mam na myśli książeczki z serii "ROSNĘ I POZNAJĘ" Wydawnictwa Zielona Sowa.


Czekoladowy budyń jaglany - pyszny, pożywny i zdrowy.

Z kaszą jaglaną znamy się już całkiem długo. Początki nie były łatwe, ale po niewielkim dotarciu się, obecny nasz związek jest bardzo udany :)

Dobrze ugotowana kasza jest pyszna zarówno na słono jak i słodko. Dziś, z racji, że jestem na słodyczowym głodzie, podzielę się z Wami moim sposobem na zagłuszenie moich zakazanych pragnień. Podzielę się moim przepisem na budyń jaglany. Zapewne znajdziecie wiele podobnych przepisów w sieci, ale ten, który Wam prezentuje poniżej to moja ulubiona czekoladowa wersja, wypracowana na drodze eksperymentów i kombinacji.


Ikea - co warto kupić? Część II - gadżety kuchenne.

Wybieracie się na zakupy do Ikei i siedzicie z kartką i ołówkiem, drapiąc się po głowie i zastanawiając, co by tu jeszcze dopisać do listy zakupów? Niczym tajemnicza superbohaterka, przychodzę Wam z pomocą. Dziś przedstawiam kuchenne gadżety, które już od jakiegoś czasu zamieszkują w mojej kuchni. Są to rzeczy przeze mnie używane regularnie, więc mogę je polecić z czystym sumieniem.



MOJE 7 PRZYKAZAŃ - O CZYM STARAM SIĘ PAMIĘTAĆ OD KIEDY NIE JESTEM MAMĄ JEDYNAKA.

Tyle  jest tekstów o tym, jak daleko człowiekowi do ideału, jak daleko do ideału rodzicowi, matce. Z jednej strony podbudowują one, poklepują nas po plecach szepcząc „Nie martw się, nie tylko ty jeden. Nikt nie jest idealny.” Z drugiej strony uświadamiają nam masę popełnianych błędów, wynikających z naszej ludzkiej słabości. Błędów, które w rzeczywistości mogłoby się wyeliminować. Trzeba tylko o nich często myśleć i zamiast zamiatać je cichutko pod dywan, należałoby je wysypać na środek pokoju, żeby regularnie sobie o nich przypominać, potykając się o nie w drodze do kuchni czy łazienki. Chyba z natury wolimy nasze wady przemilczać, a to nie o to przecież chodzi. Trzeba je wykrzyczeć. Głośno i wyraźnie.

Mam świadomość ile błędów popełniam próbując wychować swoje dzieci. Niektóre koryguję szybko i ostatecznie, a inne, niczym natrętna mucha, wracają co chwilę, nie chcąc odejść w zapomnienie. Z tymi walczy się najciężej. Potrzeba wtedy dużej dawki cierpliwości i samokrytyki.

Decyzja o drugim dziecku była bardzo świadoma, a jego poczęcie zaplanowane niemalże z dokładnością do godziny ;) Pragnęliśmy pełnej rodziny oraz szczęścia dla naszego oczka w głowie czyli Zosi – nigdy nie wyobrażałam sobie, że mała miałaby być jedynaczką. Z resztą, mój matczyny instynkt buzował niczym wulkan. Musiałam dać mu upust, inaczej bym zwariowała. Już od pierwszych tygodni przygotowywaliśmy naszą córkę do faktu, że za 9 miesięcy będzie miała rodzeństwo. Jako że była (i jest) dzieckiem bardzo mądrym, pojęła ten fakt w mig, bardzo angażując się w rozwój jej, jak się później okazało, małego braciszka.



Dziś nasz syn ma 1,5 roku. To dość dużo czasu by móc powiedzieć coś na temat relacji między rodzeństwem oraz o błędach, które staram się eliminować. Ułożyłam sobie swój osobisty spis rodzicielskich przykazań. Oto one:

Wyszłam z cienia i idę w stronę słońca... nareszcie...

Jak cudownie się patrzy przed siebie, gdy nie stoi się w cieniu depresji. Mimo szarego nieba, zawsze czuć promienie słońca na twarzy. Nie trzeba zakładać żadnych kolorowych okularów, a najlepiej się wszystkich pozbyć i brać życie takim, jakim jest. Chyba nadszedł właśnie taki czas – jestem prawie wolna. Czuję się lekko (i to nie za sprawą diety), nic nie ciągnie mnie w dół. Nareszcie złapałam oddech, pełną piersią. Jak gdybym wynurzyła się z głębokiej wody, pod którą czułam, że za chwilę zabraknie mi tchu. I najważniejsze jest to, że czuję się panią własnego życia. Na jak długo? Nie wiem.

Skąd to uczucie? Nie potrafię odpowiedzieć. Ogarnęła mnie wewnętrzna życiowa euforia. Oczyściłam umysł, duszę, a dzięki temu wciąż oczyszczam też ciało. Przetarłam oczy i nareszcie widzę wyraźnie. Łapię się za głowę i zastanawiam, jak mogłam tak żyć? No mogłam, ale nie było łatwo. Napisałam wyżej „prawie wolna” – kilka bitew już wygrałam, choć wciąż od czasu do czasu czuję zapach wojny. Mojej wewnętrznej wojny domowej. I tak osiągnęłam już bardzo wiele i jestem z tego bardzo dumna.

Źródło: Internet

Niezaliczona lekcja szacunku i dziecko, które miało mordę.

- Zamkniesz w końcu tę mordę? - rzekła mama do swojego, jak na moje oko, 8-letniego syna, podśpiewującego coś pod nosem pomiędzy sklepowymi regałami. Zmroziło mnie w ułamku sekundy. Przecież nie brałam udziału w żadnym pieprzonym "ice bucket challenge". Byłam za to świadkiem bardzo kiepskiego show. Obejrzałam się, tak odruchowo, a oczom moim ukazała się kobieta, której wyraz twarzy pozostawiał wiele do życzenia. Blask jej tępego umysłu aż bił po oczach, a lekcja szacunku, jaką przed chwilą dała swojemu dziecku, była jedynie potwierdzeniem mojego odczucia.

Źródło: Internet

Pyszne i pożywne placuszki z owocami i płatkami owsianymi – idealne dla dzieci.


Moje dzieci kochają placuszki, które w naszym domu mogłyby gościć o każdej porze dnia, czy to na śniadanie, obiad, czy kolację. Dużo eksperymentowałam, aż doszłam do takiej kombinacji, która w ocenie mojej i moich gagatków (twierdzę po ilości wszamanych sztuk), jest idealna. Zawiera zdrowe i pożywne składniki, a o to przecież zabiegamy karmiąc nasze pociechy. Serdecznie Wam polecam.


Liebster Award, czyli kilka słów o mnie.

Zostałam nominowana do Liebster Award - dziękuję CoverBaby :) Z wielką przyjemnością odpowiedziałam na pytania Gosi. Sama również nominowałam kolejne blogerki. Zapraszam.


Kupujemy nowe foteliki - co? jak? i gdzie?

"Nadejszła" wiekopomna chwila – czas na nowe foteliki dla naszych gagatków. Do wyboru fotelika zabierałam się jak pies do jeża. Przecież się nie znam, a czytając opinie w internecie dowiem się co najwyżej jak kto zachwala swój zakup, niezależnie czy naprawdę jest z niego zadowolony. Zadałam sobie więc pytanie – co jest dla mnie najważniejszym kryterium przy wyborze fotelika? Odpowiedź prosta, więc padła błyskawicznie – bezpieczeństwo. Oczywiście wygoda, funkcjonalność i inne pierdoły również się liczą, ale stoją w hierarchii ważności za wspomnianym bezpieczeństwem. W końcu, gdyby nie bezpieczeństwo, wozilibyśmy dzieci na samochodowej kanapie, jedynie zapięte pasami, jak za starych, choć nie wiem, czy dobrych czasów. A zatem jak wybrałam foteliki dla moich dzieci?

Żródło: Internet (edited)

Pewnego sierpniowego dnia w Olsztynie blogerki się spotkały… Czytajmy dzieciom Vol.2



Uwielbiam babskie pogaduchy i od momentu, kiedy dowiedziałam się, że zostałam wpisana na listę uczestniczek spotkania „Czytajmy dzieciom” vol.2, przebierałam nóżkami niczym małe dziecko na myśl o wycieczce do wesołego miasteczka.


Brawo, brawo i jeszcze raz brawo!!! Nareszcie krok w dobrą stronę.

No nareszcie! Aż chce się przytoczyć słowa Neil’a Armstronga o małym kroku i wielkim skoku. 1 września 2015 jest od teraz datą historyczną – datą wyznaczającą pewną rewolucję, która i tak rozpoczęła się o kilka lat za późno, choć z pewnością w tym przypadku lepiej późno niż wcale. 

Źródło: Internet

Uwaga, łobuziak!

Gdy w 13-tym tygodniu ciąży, podczas badania ultrasonograficznego, mój pan doktor jasno dał mi do zrozumienia, że w moim łonie rośnie mały chłopiec – no cóż, wypiął co trzeba i było jasne, ja nie do końca chciałam w to uwierzyć. Jak to chłopiec? Przecież miała być druga córeczka – słodka, grzeczna i spokojna istotka. W mojej głowie rysowała się wizja małego, niesłuchającego się, bijącego, włażącego wszędzie łobuziaka. Szczerze? Ogarnęło mnie przerażenie. I choć miałam w swoim otoczeniu chłopców grzecznych i spokojnych, nie wiedząc czemu, ich widok przyćmiewały mi poznane „trudne przypadki”. Przez trzy kolejne tygodnie, czyli do następnej wizyty, miałam cichą nadzieję, że lekarz się pomylił. Głupia byłam, wiem. Dziś się tego wstydzę. Pan doktor jedynie potwierdził swoje wcześniejsze podejrzenia. Od tego momentu przyszło mi żyć i oswajać się z myślą, że naszą 3-osobową drużynę zasili mały chłopiec. Oczywistym było, że z tygodnia na tydzień moje obawy malały, wprost proporcjonalnie do miłości, jaką darzyłam mojego małego „pasożyta” :)

Idiotka, nie matka!!!

Pewnie nie pisałabym tego. Jednak bycie naocznym świadkiem pewnych sytuacji uświadamia nam okropieństwo ludzkich zachowań.

A może tak...? Moje urodzinowe zachciewajki.

Lubicie dostawać prezenty? Ja bardzo, zwłaszcza takie niespodziewane, choć przyznam, że w ostatnich latach, tzn. od kiedy mam dzieciaki, uwielbiam kupować rzeczy właśnie im. To chyba takie naturalne, że rodzic stawia siebie na drugim planie i skupia się na swoich gagatkach. Wtedy wystarczy jakaś drobnostka – nowa szminka, lakier do paznokci czy bluzka na wyprzedaży, żeby poczuć radość obdarowywania siebie samej.

Pisząc ostatnio o moich nadchodzących trzydziestych urodzinach, jakoś tak mimochodem, zaczęłam snuć w głowie niezobowiązujące wizje rzeczy, które chciałabym/mogłabym otrzymać z tejże okazji. Nie jest ich wiele. Jednak po cichu liczę na to, że ktoś podsunie ten post mojemu szanownemu małżonkowi, który stwierdził jakiś czas temu, że zna mnie na tyle dobrze, że nie będzie czytał mojego bloga – gad jeden :)

Cóż takiego więc chodzi mi po głowie?


Mamo, pozwól... O wolności i zaufaniu słów kilka...



Co przychodzi Wam na myśl, gdy cofacie się pamięcią do czasów dzieciństwa? Jak spędzaliście czas wolny? Ja pamiętam, jak mieszkając jeszcze w Olsztynie, a mieszkałam prawie do 9 roku życia, bawiłam się z koleżankami i kolegami z okolicy, biegając po całym osiedlu – łaziliśmy po trzepakach, płotach i drzewach, przemierzaliśmy ulice, szukaliśmy skarbów i fajnych kryjówek, jeździliśmy na rowerach. Latem, co wieczór gromadziliśmy się pod pobliską piekarnią, w której można było kupić świeżutkie, jeszcze ciepłe pieczywo. Do dziś pamiętam ten zapach i gwar, jaki towarzyszył tym wieczornym spotkaniom lokalnej dzieciarni. Właściwie przychodziły tam same dzieciaki – rodzice dawali siatkę na bułki i pieniądze i czekali spokojnie w domach, aż ich pociechy wrócą z zakupami. Gdy przeprowadziliśmy się za miasto, wiele w kwestii spędzania wolnego czasu się nie zmieniło. Poznałam nowe koleżanki i to z nimi spędzałam każdą wolną chwilę, niekiedy włócząc się po całej wiosce. Fajne są te wspomnienia, zawsze wywołują u mnie uśmiech i uczucie nostalgii - jestem sentymentalna.

Żródło: Internet

Wyniki losowania - do kogo wędrują nagrody?

Na początku lipca, wraz z moją siostrą Black Smokey, ogłosiłyśmy na facebooku mega rozdanie, w którym do wygrania były aż 3 duże zestawy kosmetyków. Zainteresowanie było bardzo duże, co nas oczywiście niezwykle ucieszyło.


Zachęcamy wszystkich do pozostania na bieżąco z nami - nie przegapicie informacji o nowych konkursach, które na pewno pojawią się niedługo.

A zatem, nadszedł czas na ogłoszenie wyników. Kto jest szczęśliwym zwycięzcą?

Obejrzyjcie nagranie :)


Serdecznie gratulujemy i czekamy na dane adresowe :)


Gdy za rogiem czyha ona... Trzydziestka.

Wchodzę rano do biura i odruchowo przesuwam okienko w kalendarzu. 6 sierpnia. O Boże, został równo miesiąc. Niby nic takiego, urodziny jak urodziny, nie powinnam się przejmować. Jednak w moich myślach, niczym uporczywa mucha, wraca ten widok – wielka, kamienna trzydziestka, stojąca niczym głazy w Stonehenge.


Źródło: Internet

Cierpienie uszlachetnia, biadolenie niekoniecznie.

Pamiętam pewną sytuację sprzed wielu lat. Uczyłam się wtedy jeszcze w liceum, byłam w pierwszej lub drugiej klasie. Miałam bardzo duże problemy z kolanem i musiałam chodzić na rehabilitację. Całe szczęście przychodnia, do której byłam skierowana, mieściła się blisko mojej szkoły – mogłam zwolnić się na godzinę i pójść, a właściwie dokuśtykać na zabieg. Czasami trzeba było posiedzieć na korytarzu i grzecznie poczekać na swoją kolej. Któregoś razu, gdy szłam w stronę poczekalni przy gabinecie zabiegowym, zdziwiłam się bardzo. Ławki zajęte były przez grupę starszych osób – przeniesiono im wizytę do gabinetu w pobliżu sali rehabilitacyjnej. Znalazłam kawałek wolnej ławki i usiadłam.

28 lipca.

Kalendarz w pracy zatrzymał się na dniu wczorajszym. Nawet nie zauważyłam. Zadzwonił telefon. Na ekranie pojawiła się znajoma mi twarz - znajoma i kochana.
- No hej, co tam?
- Wszystkiego najlepszego, kochanie.
Od razu zapaliła mi się lampka, jak mogłam zapomnieć. 28 lipca.
O kurczę. Mój mąż pamiętał. Cud jakiś. Zrobiło mi się bardzo miło. Cudowny początek dnia.

Niezły cyrk.

Sytuacja sprzed dwóch tygodni... Dzwoni Pan Mąż i oznajmia, że wpadł na super pomysł. W Olsztynie od kilku dni stacjonował cyrk. Można by pomyśleć, że to nic wyjątkowego, ale był to cyrk nie byle jaki. Włoski cyrk narodowy - Medrano. Podobno super. No i tak przyszło mężulkowi do głowy, że może byśmy wybrali się do niego z Zosią, zwłaszcza, że tego dnia cyrkowcy dawali swój ostatni już pokaz i ruszali dalej. No i tu stanęłam przed trudnym wyborem - iść czy nie?


Ikea - co warto kupić? Część I - PRODUKTY DLA DZIECI.

W Ikei zakochałam się mieszkając w Anglii. Zauroczyła mnie prostotą i funkcjonalnością swoich produktów. Do tego ten ogromny wybór i ceny na każdą kieszeń. No jak tu nie popaść w ikeoholizm? Są oczywiście skutki uboczne mojego uwielbienia do tej szwedzkiej marki - duży ubytek na koncie przy okazji każdej wizyty. Pewnie zastanawiacie się, co też takiego tam kupuję. Chętnie podzielę się z Wami moimi ulubionymi produktami, które kupiłam, przetestowałam i polecam. Ponieważ jest tego sporo, postanowiłam zrobić to w kilku tematycznych postach. Dziś moje ulubione produkty dedykowane dzieciom.

Ot głupia baba!

Kobieta to chodząca sprzeczność. Wiedzą o tym mężczyźni. Wie też większość kobiet, choć niechętnie się do tego przyznają... A ja? Jaka jestem? Ostatnio się okazało...

Choróbsko po raz n-ty.

Wizyta u lekarza. Osłuchanie,  ostukanie. Jest diagnoza - prawostronne zapalenie płuc. Na szczęście lekkie, ale antybiotyk musi być. Na myśl przychodzi mi jedno słowo - takie na literę "k". Jak nie zapalenie płuc, to oskrzeli. Jak nie urok, to sraczka. To już trzeci raz w tym roku, a przed nami jeszcze druga jego połowa. Pan doktor mnie pocieszył mówiąc, że mieścimy się w normie. Fakt, kaszel Stasia niepokoił mnie już od kilku dni. W weekend byłam z nim nawet w szpitalu dziecięcym, w weekendowym ambulatorium, żeby wykluczyć zapalenie. Młoda pani doktor wykluczyła. Najwyraźniej podawanie kropli odksztuśnych nie pomogło.

I teraz, pewnie jak większość matek chorujących dzieci, biję się z myślami, czy aby na pewno podać dziecku ten cholerny, owiany złą sławą antybiotyk? Który to już raz? A jak mu w ten sposób zaszkodzę? Ale przecież sama nie jestem lekarzem, nie mam wiedzy, która pozwoliłaby mi pozbyć się wątpliwości. Może to po prostu wybór mniejszego zła? Nie wiem i nigdy się pewnie nie dowiem. Wiem, że chcę zdrowego dziecka. Najlepiej byłoby trzymać się od chorób z daleka. Tylko jak? Lekarz mówi, że to zasługa Zosi, no ale przecież nie odseparuję ich od siebie. Nie sądziłam, że będzie tak ciężko. Już straciłam rachubę ile razy, w tych swoich 14-tu miesiącach, Stasiu chorował. 

A miało być tak pięknie. Dziś miał być pierwszy dzień w żłobku. Ehhh... Opadam z sił. Proszę, niech mnie ktoś pocieszy, że nie tylko u mnie takie hocki klocki.

Miłość z fotografii.

To był maj, a może czerwiec. Nie wiem dokładnie. Mała, pyzata blond dziewczynka stoi na ukwieconej łące. Jej krótka sukieneczka odkrywa pulchne nóżki. Ma, tak na oko, gdzieś ze trzy latka. Mruży oczy od słońca i uśmiecha się delikatnie. Jest szczęśliwa, czuje się bezpiecznie, gdyż obok klęczy i obejmuje ją mężczyzna - około trzydziestki, z jasnym wąsem (taka była moda), w koszuli na krótki rękaw. To dla niej ktoś bardzo ważny - to ukochany tata.


Dom idealny czyli jak wybrać projekt domu?

Wybór domu porównałabym do wyboru imienia dla dziecka - powinno nam się podobać, pasować do dziecka i być odpowiednie w każdym wieku. Tak też jest z domem. Jego budowa to najczęściej największa, a właściwie najdroższa życiowa inwestycja. Polacy nie należą do ludzi, którzy często zmieniają swoje miejsce zamieszkania. Przeważnie budują lub kupują domy na całe życie, ewentualnie na jego większość. Stąd też chcemy, aby nasze "gniazdo" było jak najbliżej ideału, choć słyszałam, że dopiero trzeci dom byłby idealny z uwagi na doświadczenia zdobyte podczas budowy/kupna dwóch poprzednich.

Źródło: Internet

Od miesięcy przeglądamy strony internetowe i katalogi z projektami domów jednorodzinnych w celu odnalezienia tego idealnego. Koncepcje nasze zmieniły się w tym czasie kilkukrotnie. Wprawdzie mamy już wybrany projekt, ale postanowiliśmy wstrzymać się jeszcze z jego kupnem dając sobie czas do końca miesiąca. Chcielibyśmy dokonać możliwie najlepszego wyboru. Dlatego też spisałam sobie cechy mojego wymarzonego domu.

Milczenie jest złotem, ale czy zawsze?

Czasem myślę, że lepiej byłoby ugryźć się w język zamiast wyznawać szczerze, co się myśli, bo choć szczerość jest cnotą, to nie lubimy jej, gdy dotyczy nas samych. Zwłaszcza wad, o których sami wiemy doskonale, mając cichą nadzieję, że może jednak inni ich nie zauważą. Bywają jednak sytuacje, w których milczenie jest gwoździem do trumny. Tzw. ciche dni. Mówi to Wam coś? Na pewno znacie owiane sławą powiedzenie "domyśl się", uwielbiane w szczególności przez kobiety. 
Źródło: Internet

Here comes the rain czyli mama wraca do pracy.

Od kilku dni czuję, że nadciągają chmury - ciemne i ciężkie. Powoli zaczyna z nich kropić depresja. Na razie po troszeczku, ale zapowiada się ulewa. Chodzę po domu jak struta. Od czasu do czasu chowam się po kątach i popłakuję. Nadchodzi nieuniknione - mój powrót do pracy, a co z tym się wiąże, oddanie Stasia w obce ręce.

Rybka na ratunek!

ZĄB-KO-WA-NIE!!! Pojęcie znane mi do tej pory bardziej z teorii niż praktyki. Zdawało mi się być tak nierealne, jak opowieści o duchach. No bo co miałabym sobie myśleć, jeśli moje doświadczenia w znoszeniu ekscesów związanych z wyrzynającymi się ząbkami były niemalże na poziomie "zero"? Zosia była w tej kwestii ideałem. Nowe ząbki rosły jej jak grzyby po deszczu - nawet nie wiedziałam kiedy. Przeważnie towarzyszyła temu reakcja pod tytułem "o, zobacz, jest nowy ząbek". Nic poza tym - żadnych nieprzespanych nocy, ton żelu znieczulającego dziąsła, czy też gorączek. Cisza i spokój.

Do dobrego tak szybko się człowiek przyzwyczaja. Ja też. W naiwności swojej wierzyłam, że wszystkie moje dzieci będą takie same (nie tylko w kwestii ząbkowania) - głupia ja. Przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Niby wiedziałam o tym, ale...

Jedz na zdrowie, czyli jaki rodzic takie dziecko?

Niedawno wszyscy świętowaliśmy dzień naszych pociech. Uważam, że w dzisiejszych czasach nasze dzieci na co dzień mają sporo atrakcji, ale i tak staramy się, aby 1 czerwca był dniem wyjątkowym. W tym roku moje dzieci świętowały ten dzień trzykrotnie - 31 maja podczas imprezy organizowanej przez Sanktuarium Maryjne w Gietrzwałdzie, 1 czerwca wraz z nami na wycieczce, hot-dogach i lodach, a także w zeszły czwartek na rodzinnej imprezie zorganizowanej dla sześciorga gagatków z naszej najbliższej rodziny (taka rodzinna tradycja - grill, trampolina, prezenty i zabawa). Na pierwszej wspomnianej przeze mnie imprezie Zosia bawiła się wyjątkowo - malowanie buzi, chodzenie na szczudłach, wata cukrowa, trampoliny i przeróżne zjeżdżalnie. Było super. Co roku przyjeżdża na tę imprezę mnóstwo ludzi z okolic - nie tylko z naszej gminy, ale również z Olsztyna czy Ostródy. Parafialne łąki wypełnia śmiech i pisk szczęśliwych dzieci. Rodzice, chcąc uszczęśliwić swoje skarby, stoją po kilkadziesiąt minut w kolejkach na największe atrakcje. No cóż, ja też stałam, bo czego się nie robi z miłości.

Kiedy tak czekałyśmy z Zosią, aż nadejdzie jej kolej na wdrapanie się na kilkumetrową zjeżdżalnię, miałam okazję poobserwować ludzi krzątających się ze swoimi dziećmi dookoła. Nie to, że jestem strasznie wścibska, ale jakoś musiałam spędzić ten czas oczekiwania, przepełniony ekscytacją mojej córki. Obserwowałam i największą moją uwagę przykuło jedno - gonimy Zachód. Gonimy, że ho ho! I niestety nie jest to powód do dumy.
Źródło: Internet

Jutro jest dziś.

Od jutra nie jem słodyczy. Od jutra będę regularnie ćwiczyć. Od jutra wezmę się za siebie i będę bardziej dbać o dom. Od jutra będę się starać mniej denerwować. I tak dalej, i tak dalej. Jestem beznadziejna. Kocham robić wszystko od jutra, a cały myk polega na tym, że jutro nigdy nie nadchodzi, bo przecież "jutro" to zawsze "jutro". Najlepiej mi to wychodzi, gdy "jutro" wypada w poniedziałek. Jak gdyby to był jakiś magiczny dzień - dzień, w którym zaczynam życie na nowo. Problem się pojawia, gdy jednak mi nie wyjdzie w poniedziałek. Wtedy dupa blada - trzeba czekać, aż nadejdzie kolejny poniedziałek, no bo przecież wtorek czy środa się nie nadają na wielki początek, nie mówiąc już o czwartku, piątku czy weekendzie.

Pyszny deser dla malucha - kubusiowy kisiel z bananem

Chcecie zaserwować swoim maluchom szybki, pyszny i lekkostrawny deser, idealny jako przekąska? Chętnie wam podpowiem.


Kochana Mamo...

Kochana Mamo, mimo, że codziennie widzę się z Tobą, codziennie rozmawiamy i jesteśmy ze sobą bardzo związane, dziś chcę się zatrzymać na chwilę, złapać Cię za rękę, spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć, że jesteś dla mnie kimś bardzo wyjątkowym.


Kochana Mamo, dziękuję Ci za Twoją troskę, Twoją wiarę we mnie, Twoje dobre słowo, nasze wspólne rozmowy i śmiech (prawie do posikania). Za wspólnie pitą herbatę i spacery. Za to, że w trudnych chwilach pokazałaś mi swoją siłę. Za to, że bardzo się starałaś, aby wychować mnie na kobietę mądrą, pewną siebie, szanującą innych i siebie samą. Myślę, że Ci się to udało, choć pewnie sama o tym wiesz. Dziękuję Ci za to jaką jesteś Mamą dla mojego męża i Babcią dla moich dzieci.

Kochana Mamo, przepraszam Cię za każdą łzę, którą wylałaś z mojego powodu. Wierzę, że nie było ich za wiele. Przepraszam Cię za każde moje głupie, nieprzemyślane, wyszczekane słowo, które Cię zraniło. Wiedz, że mimo, że to stare dzieje, to wciąż jest mi przykro i wstyd, ze zachowywałam się czasem jak gówniara.

Kochana mamo, bądź zawsze zdrowa, uśmiechnięta, spełniona i szczęśliwa. Niech spełniają się Twoje marzenia.

Kochana Mamo, dla mnie jesteś najlepsza. Kocham Cię bardzo.

***

Od ośmiu lat moją drugą Mamą jest moja teściowa, którą również bardzo kocham, której wiele zawdzięczam, z którą bardzo wiele mnie łączy, i której również życzę wszystkiego, co najlepsze.

Mamo Wandziu, życzę Ci, aby zniknęły Twoje troski i zmartwienia, a każdy Twój dzień wypełniały radość i spokój. No i przede wszystkim dużo zdrowia Ci życzę.





Szczęściara i słoiki.

Żyjesz z dnia na dzień. Masz u swego boku osobistego "księcia z bajki" (przynajmniej kiedyś nim był). Masz też cudowne dzieciaki. Pracujesz zawodowo lub w domu. Ogólnie jesteś zdrowa, nie ma przecież co narzekać na obolałe plecy, szwankującą tarczycę, lekką nerwicę czy wariujące od czasu do czasu serce (i to nie z przyczyn uczuciowych). Wstajesz i kładziesz się codziennie o tej samej porze. Odruchowo parzysz kawę, robisz zakupy, przytulasz dzieci i męża. Wszystko wydaje się takie oczywiste. Wszystko przyjmujesz za coś, co jest pewne. Czy aby tak jest na pewno? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co masz?

Nowość w mojej kuchni - komosa ryżowa / quinoa

Uwielbiam testować wszelakie nowości w świecie kulinarnym. Produkty, które są czymś nowym dla mnie, choć często reszcie świata znane są od dawna.

Wpadam do sklepu z żywnością eko (i nie tylko) i szukam rzeczy, o których usłyszałam od znajomych lub wyczytałam gdzieś w sieci. Gdy już coś kupię, następuje okres "kwarantanny". Dany produkt musi poleżeć, a ja muszę dojrzeć do jego użycia. Mam w zanadrzu kilka takich nowości w związku z czym chcę rozpocząć na moim blogu taki mały cykl pod tytułem "Nowość w mojej kuchni". Mam nadzieję, że będzie to skuteczną motywacją do praktycznego podejścia do tematu i skrócenia czasu oczekiwania na użycie.



W dzisiejszym odcinku wystąpi QUINOA znana również jako KOMOSA RYŻOWA. Kilka dni temu ugotowałam ją po raz pierwszy i chętnie podzielę się z Wami wrażeniami.

Nie nazywaj mnie idiotką! Nie masz prawa!

Miało być o czymś innym, ale ostatnie tygodnie pchnęły mnie do napisania tegoż właśnie tekstu. Muszę wyrazić sprzeciw zjawisku, które bardzo mnie razi, a do tego dotyka też mnie osobiście.


Wyłącz pranie mózgu!!! Reklamom powiedz "stop"!!!

Cudowny widok. Rodzinka zasiada do stołu, a uśmiechnięta mama, niczym perfekcyjna pani domu, z wielką gracją i satysfakcją, stawia na stole wazę z parującą zupą. Problem w tym, że z torebki. Włożyć do gara trochę mięsa, włoszczyzny i wody to wyższa szkoła jazdy. Innym razem inna mama z dumą prezentuje pyszny sos pieczeniowy, który starannie przygotowała. Problem znów ten sam - z torebki. No w życiu nie zaserwowałabym swoim dzieciom takich rarytasów. Wielką przecież filozofią jest zrobić samemu pyszny i zdrowy sos, albo też pokroić trochę ziół i czosnku i wraz z innymi przyprawami dodać do jogurtu. Zapomniałam jeszcze o idealnym śniadaniu - o kanapce z popularnym orzechowym kremem lub przepełnionymi cukrem płatkami z mlekiem. A czym jeszcze powinna szczęśliwa rodzina celebrować wspólne chwile? Oczywiście butelką Coca Coli. No dobra, zdarza mi się sporadycznie kupić małą butelkę Coli, ale moje dzieci nigdy jej nie piją.

źródło: Internet

Może morze...

Wyjechać, wrzucić na luz, naładować baterie. Tego było mi trzeba. To co, że wyjechaliśmy na niecałe 3 dni, ale za to w doborowym towarzystwie. Do tego zamieszkaliśmy na ten czas w wynajętym domku letniskowym. Gdzie? W Sopocie - Ośrodek Wypoczynkowy Metropolis. Przyzwoite warunki za przyzwoitą cenę. Lokalizacja sprzyjająca pieszym wycieczkom nad morze lub Monciak.
 

Mądrego warto posłuchać. O spotkaniu z Sędzią Anną Marią Wesołowską.

Byłam. Widziałam. Słuchałam. Po wszystkim wyszłam pod wrażeniem jej osoby i z mnóstwem myśli w mojej głowie. Aha, i z książką z dedykacją i wspólnym zdjęciem. Jaka jest i o czym mówiła?

Źródło: Internet

Rok temu w maju...

Obudziło mnie uczucie, że nadchodzi ból. Właściwie to nie spałam, a lekko drzemałam. Zacisnęłam odruchowo mięśnie i zaczęłam liczyć. Mój głośny oddech obudził Pana Męża śpiącego na kanapie z żółtej ekoskóry. W myślach doliczyłam do 40-paru i poczułam ulgę. Ból odszedł. Zerknęłam na zegarek wiszący nad drzwiami. Było po 6:00 rano. Leżałam tu już prawie 7 godzin, a od pierwszego skurczu minęło 12 godzin.

Bara-bara-bara, riki-tiki-tak, jeśli masz ochotę, daj mi jakiś znak.

Czy nasze życie zmienia się po urodzeniu dzieci? A no zmienia. Obecność dzieci wpływa na wszystkie sfery naszego życia - począwszy od dziennego rytmu dnia, skończywszy na naszym nocnym (po)życiu. I nie mam tu na myśli wyskoków na całonocne balangi, choć na to nasze gagatki też mają wpływ. Chodzi mi raczej o życie erotyczne. Seks - mówiąc prosto i bez ogródek.


Rodzic powinien... Rodzic może... Rodzic nie musi...

Ostatnio usłyszałam rzecz, która lekko mną wstrząsnęła. Pewna moja znajoma, młoda studentka, zasugerowała swoim rodzicom, aby może tak kupili jej mieszkanie. Zaczyna swoje dorosłe życie z daleka od domu i taka pomoc byłaby jak najbardziej wskazana. To spowodowało u mnie intensywny proces myślowy - zaczęłam zastanawiać się nad tym, ile dziecko może wymagać od swoich rodziców. Czy są rzeczy, które każdy rodzic musi odhaczyć na swej rodzicielskiej liście? Czy może dziecku odmówić?

Tu na razie jest ściernisko...

Czy macie na świecie takie miejsce, w którym, gdy tylko się znajdziecie, wasze głowy pustoszeją - znikają troski, stres, złość? Nastaje błoga, relaksująca cisza, po to tylko, aby za chwilę mogła zagościć ogromna radość i poczucie spełnienia?

Ja mam. Kiedykolwiek tam się znajdę, oczami wyobraźni widzę moją przyszłość. Moją i mojego gangu. Widzę siebie, siedzącą na tarasie i popijającą kawkę w słoneczny dzień, podziwiając widoki. Widzę swoje dzieci biegające po ogromnym trawniku, bawiące się z psem. Widzę Pana Męża rozpalającego grilla. Widzę nas razem, siedzących na tarasie, owiniętych kocami i słuchających krzyku żurawi. Widzę też wspólne chwile przy stole, święta przy choince i wieczory przy rozpalonym ogniu w kominku. Widzę to i wiele więcej. Czuję się tam cudownie. Łapię oddech i słyszę jedynie szum lasu. Jest cisza, której na co dzień tak bardzo mi brakuje.

Właściwie to patrzymy i wyobrażamy sobie to razem - ja i Pan Mąż. To nie tylko nasze marzenie, ale przede wszystkim nasz cel i plan na najbliższe lata. Tam zbudujemy nasz DOM, bo "tam twój dom, gdzie serce twoje", a my już dawno zakochaliśmy się w tym miejscu.

Ogrom zadań towarzyszący temu przedsięwzięciu przeraża i będzie dla nas kolejnym sprawdzianem. Wierzę, że damy radę, no bo jak nie my, to kto?

A teraz się chwalę naszą ukochaną warmińską wiochą :)







Ludzie? Potwory!

Siedzę, słucham i czuję, że oczy robią mi się wilgotne. Ogarnia mnie dziwna niemoc i uczucie, że mój umysł, zdawało mi się do tej pory dość chłonny, nie ogarnia pewnych rzeczy. Zabić dziecko... Jak można zabić swoje dziecko? Jakiekolwiek dziecko.

Małe, bezbronne dziewczynki skrzywdzone przez zwyrodnialców. Bez powrotu. Nie miały szans nacieszyć się swoim beztroskim życiem, które powinny przepełniać kolorowe baloniki, kokardki, lalki i wata cukrowa. Całusy i przytulasy od mamy, wygłupy z tatą.

Tatą... Tatą, który powinien być dla dziecka parasolem, a dla córeczki wzorem superbohatera czy dzielnego rycerza na białym koniu, przeradzającym się z biegiem lat w niedościgniony ideał mężczyzny. Jedyny, najukochańszy tata. Przez lata byłam córeczką tatusia i nic nie dawało mi takiego poczucia bezpieczeństwa jak uścisk jego ręki i słowo, że będzie dobrze.

Wizja ta upada jak domek z kart, gdy słyszę, że tata zabił swoje dziecko - zamordował swoją 5-letnią córeczkę, słodką i bezbronną, i bestialsko porzucił w parku. Jak zwierzę... Choć śmiem twierdzić, że obrażam w tym momencie królestwo naszych ziemskich przyjaciół. Podobno zwierzę zabija tylko, gdy jest głodne.

A kim trzeba być, żeby zaciągnąć małą dziewczynkę do samochodu, zgwałcić, a jak by jeszcze temu było mało, na koniec pozbawić życia? No kim? Potworem. Takim z najgorszych horrorów i sennych koszmarów. Od razu myślę, że brak kary śmierci to ogromny błąd. Jej przeciwnicy powiedzą, że trzeba mu dać szansę, a nuż się zresocjalizuje i wyjdzie na starość na ludzi. A czy on dał swojej ofierze szansę na cokolwiek? Nie. Pozbawił ją i jej najbliższych wszystkiego.

Szok, złość, przerażenie, przeogromny smutek i współczucie, a zarazem pustka. Brak mi słów.

Kłótnia o dzieci czy dziecinada? Jak do niej nie dopuścić?

Relacje międzyludzkie w świecie dzieci są bardzo podobne do tych w świecie dorosłych. Z jednymi rówieśnikami dogadują się świetnie już od pierwszej minuty, z innymi mają relacje przepełnione skrajnościami - od miłości po nienawiść, a jeszcze z innymi nie znoszą się w ogóle. Normalna sprawa.

Ile razy zdarzyło się, że twoje dziecko uderzyło, popchnęło, czy też ugryzło lub podrapało inne dziecko? A może samo było ofiarą przemocy ze strony innego dziecka? Założę się, że większość dzieci bywa i "oprawcami" i "ofiarami" w swych dziecięcych relacjach. Problem pojawia się wtedy, gdy konflikt dzieci przenosi się na zacietrzewionych rodziców, najczęściej matki, obrażające się na śmierć na widok języka wypiętego w kierunku ich dzieci i gotowe wydrapać komuś oczy za dobre imię swojego dziecka. Jak poznać taką osobę? Jej ulubione teksty to na przykład: "Co? Moje dziecko? To niemożliwe!!!", czy też "On to zrobił niechcący." (no tak, jeśli dziecko z impetem i złością "niechcący" wali inne dziecko po głowie, to współczuję spostrzegawczości).

źródło: Internet

7 sposobów by znów poczuć się kobietą

Zacznijmy od tego, że matka też człowiek. I to nie byle jaki - kobieta. A to gatunek bardzo wybredny i bardzo wymagający. Nie tylko względem życiowego partnera, ale przede wszystkim samej siebie. W końcu nazwanie nas płcią piękną do czegoś zobowiązuje. Tylko, że jak tu się czuć piękną, jak niedawno powiło się dziecko, w związku z czym w lustrze widzi się człekokształtnego wieloryba z 5-centymetrowymi odrostami, worami pod oczami i miną męczennika? Dodatkowo pryzmat depresji i ludzie, pytający czy nie jesteś przypadkiem w kolejnej ciąży, nie pomagają w ogóle.

Tak właśnie było ze mną po pierwszej ciąży.  Nie mogłam na siebie patrzeć. Uczucie to potęgowała świadomość, że byłam sama sobie winna. No bo myślenie, że nadprogramowe 20 kg zostanie wyssane z moim mlekiem było zwykłą naiwnością - jeśli przed ciążą walczysz z kilogramami to nie oczekuj, że po staniesz się chuda jak Ania Rubik (choć pewnie znalazłyby się wyjątki). Do tego wizja słodkiego różowego macierzyństwa pękła jak bańka mydlana.

No ale ile można beczeć w poduszkę? Jest kilka sposobów by w ferworze macierzyństwa znów poczuć się kobietą. Sprawdziłam je na sobie i wiem, że działają. Chcesz się przekonać?

źródło: Internet

Nie kupuję, robię sama - BISZKOPTY dla moich dzieci (i nie tylko).

Mmmmmm. Słodkie, delikatne, rozpływające się w ustach. Po prostu pyszne. Moczone w mleku są smakiem mojego dzieciństwa. Biszkopty. Czy te dzisiejsze to te same, które jadłam ponad dwadzieścia lat temu? Nie wiem. Wiem na pewno, że nigdy więcej biszkoptów nie kupię.

Od kiedy mam dzieci, staram się studiować składy produktów, które im kupuję (aczkolwiek nie jestem w tej kwestii fanatyczką). Wy też tak macie? A czytaliście skład biszkoptów? Ja tak. I szczerze przyznam, że bardzo się zawiodłam -stabilizatory E471 i E471, emulgator E420 (podawanie go dzieciom poniżej 1 roku jest zabronione!!!), syrop glukozowo-fruktozowy. Substancje odpowiedzialne za tycie i reakcje alergiczne. Po co faszerować nasze dzieci takimi składnikami. Zwłaszcza, że wykonanie biszkoptów w zaciszu własnej kuchni lub w obecności skrzatów pomocników, to bułka z masłem.