Ach te święta...

Gonitwa za prezentami, robienie porządków w domu, zapach mandarynek i pomarańczy i „Last Christmas” w radiu. Tak mi się kojarzą dzisiejsze święta...

Źródło: Internet
Od kiedy mam dzieci, ten czas stał się naprawdę wyjątkowy. Wszystkie moje starania skupiają się właśnie wokół nich. Uwielbiam widzieć ich zachwyt, gdy otwierają pudła z ozdobami, wspólnie z tatą ubierają choinkę, którą na końcu podłączają do prądu - naszą cudowną, magiczną, świecącą choinkę, która towarzyszyła nam podczas świąt w Londynie, potem wraz z nami przywędrowała do Polski (to już 5 lat) i tak cieszy nasze oczy co roku. Kocham ten dziecięcy pisk pełen ekscytacji, gdy słyszą pukanie Św. Mikołaja w okno pokoju, w którym odbywa się rodzinna wigilia. To, co się dzieje później, tzn. w momencie, gdy Mikołaj wchodzi z prezentami do domu, możecie sobie tylko wyobrazić. Tak, wigilie są w naszej rodzinie wyjątkowe – jest pełno ludzi, jest głośno, słychać śmiech dorosłych i piski dzieci. Tuż przed przyjściem Św. Mikołaja panuje atmosfera totalnej konspiracji. Zasiadamy przy choince, śpiewamy kolędy i czekamy w półmroku. Po całym „przedstawieniu” z Mikołajem w roli głównej, następuje dzikie rozpakowywanie prezentów. Niektórzy czekają na pasterkę, po której zasiadają do dalszej świątecznej biesiady, inni idą spać wcześniej, przyjemnie wymęczeni wigilijnym gwarem.

Gdy cofnę się myślami do lat swojego dzieciństwa widzę babcię robiącą warzywną sałatkę (podjadanie zielonego groszku było moim ulubionym zajęciem) i piekącą ciasta – uwielbiałam przesiadywać z nią w kuchni, pamiętam naszą sztuczną choinkę ozdobioną szklanymi bombkami i plastikowymi światełkami w kształcie postrzępionych kwiatków, przy których świetle uwielbiałam zasypiać. Pamiętam ten wigilijny spokój, który ogarniał dom po gorączce przedświątecznych przygotowań. Dla kilkuletniego dziecka, którym wówczas byłam, czas, w jakiś niewytłumaczalny sposób zwalniał, a każda godzina i każdy dzień rozciągały się niczym guma do żucia. To było cudowne. Zastanawiam się często, czy była to tylko moja dziecięca perspektywa, czy rzeczywiście świat nieco inaczej wtedy funkcjonował. Nie było tego wszechobecnego i wszechogarniającego marketingu, który czas świąt utożsamił z zarabianiem (tudzież wydawaniem) grubej kasy. I tu muszę się otwarcie przyznać do pewnej dozy hipokryzji, nie ma co. Przecież sama, co roku, daję się temu omamić. Chodzę, myślę, szukam. Chcę obdarować swoich najbliższymi najcudowniejszymi prezentami, zapominając, że nie jest to istotą tego czasu. I tak właściwie nie tego pragnę najbardziej. Marzę o wspólnym pieczeniu i ozdabianiu ciasteczek, o robieniu ozdób świątecznych, o takim poczuciu, że nigdzie nie muszę się spieszyć, że tak właściwie to nic nie muszę. Chciałabym, żeby czas znów zwolnił w te kilka dni. A tak naprawdę jedne, co mi zapewne po świętach pozostanie to do znudzenia powtarzane: „święta, święta i po świętach”. Ale co tam, nieważne. I tak kocham ten czas. Codziennie zerkam na kalendarz – już tylko dwa tygodnie. Czas zaplanować, co będę pichcić. Prezenty też jeszcze nie do końca oczywiste. Zdążę. Tak sobie nawet pomyślałam, że w tym roku zarządzę wcześniejsze strojenie choinki. Niech przedłuży mi to trochę ten świąteczny nastrój. Kto wie, może znów poczuję się jak dziecko.

A jak jest u Was? Lubicie ten czas? Macie jakieś szczególne wspomnienia? Podzielcie się :)

2 komentarze:

  1. Ja powoli wprowadzam się w świąteczny nastrój- prezenty praktycznie kupione, właśnie zagniotłam ciasto na pierniczki i robię listę zakupów do świątecznego pieczenia :)
    A niedawno wzięłam udział w warsztatach ze świątecznego dekorowania stołu-zdjęcia z warsztatów na blogu: http://warmiaczka.blogspot.com/2015/12/coraz-blizej-swieta.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Rodzina Rolników śle najserdeczniejsze życzenia na te święta! Zdrowia, miłości i spokoju!

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku. Jeśli masz ochotę pozostawić komentarz, zrób to śmiało. Będzie mi bardzo miło. Pamiętaj jednak, że nie toleruję szeroko pojętego chamstwa. Na konstruktywną krytykę zawsze znajdzie się tu miejsce :)