Here comes the rain czyli mama wraca do pracy.

Od kilku dni czuję, że nadciągają chmury - ciemne i ciężkie. Powoli zaczyna z nich kropić depresja. Na razie po troszeczku, ale zapowiada się ulewa. Chodzę po domu jak struta. Od czasu do czasu chowam się po kątach i popłakuję. Nadchodzi nieuniknione - mój powrót do pracy, a co z tym się wiąże, oddanie Stasia w obce ręce.


Kobieto, masz dwójkę dzieci. Już raz przez to przechodziłaś. Nie panikuj. Niektórzy mogliby pewnie tak pomyśleć. No właśnie o to chodzi, że to nie tak - to mój pierwszy raz. Sytuacja z Zosią była zupełnie inna. Lepsza. Byłam o nią spokojna.

Zosię urodziłam dwa miesiące po powrocie z Londynu. Mieliśmy oszczędności i nie spieszyłam się do pracy. Tak właściwie to praca przyszła do mnie sama, a nawet miałam jednocześnie dwie oferty. Wybrałam tę nieco mniej pewną - zastępstwo w biurze. I choć ta druga oferta bliższa była memu sercu (praca w domu kultury) to zwyciężyła opcja pracy w trybie 7:00 - 15:00. Przyznam, że byłam wówczas podekscytowana perspektywą nowego zatrudnienia. Zostawiając Anglię zostawiłam też pracę, którą bardzo lubiłam. Byłam administratorem biura nieruchomości, ekspertem do spraw reklamy i prawą ręką szefowej. Fakt, cudowną atmosferę tworzyli tam ludzie, ale i tak brakowało mi tego biurowego nawału pracy. Moją nową pracę rozpoczęłam, gdy Zosia miała 10 miesięcy. Przez pierwsze trzy miesiące byłam zatrudniona na pół etatu, a gdy zastępowane przeze mnie osoba poszła na zwolnienie, zaczęłam pracę na osiem godzin. No ale nie wspomniałam najważniejszej rzeczy, czyli faktu, który budował mój spokój. Zosia nie poszła do żłobka. Miała nianię, najlepszą, jaką można sobie wyobrazić - swojego tatusia.

To z tatusiem spała rano do 10.00. Z tatusiem jadła śniadanko, a potem się bawiła. To tatuś uczył ją nowych rzeczy, o których ochoczo informował mnie, siedzącą w biurze, dzwoniąc lub wysyłając mmsy. Ha ha,  do dziś mam na starym telefonie zdjęcie Zosi stojącej przy toalecie i wskazujące rączką na jej pierwszą kupkę zrobioną do kibelka. Wiedziałam, że moje dziecko było bezpieczne.

Teraz jest zupełnie inaczej. Świadomość, że lada dzień wracam do pracy, przyprawia mnie o ciarki i mdłości. Paraliżuje mnie myśl, że mój synek będzie stratny w stosunku do swojej siostry - nie poświęcimy mu tyle uwagi co Zosi, która "opuściła" dom i dzielnie pomaszerowała do przedszkola mając prawie trzy latka. Czuję, że to nie fair wobec małego. Z drugiej strony nie mogę sobie pozwolić na urlop wychowawczy - przed nami budowa domu, a budowa to pieniądze. Z kolei pieniądze to praca. Proste równanie. Ehhh... Ślepy zaułek. To tym bardziej zapędza mnie w dziwne poczucie winy. A myślałam, że będzie łatwo. Właściwie to odsuwałam myśl o naszej rozłące, jak gdyby miało to powstrzymać tę chwilę przed nadejściem.

Kocham nasze wspólne poranki, nasze codzienne rytuały. Każdego dnia widzę, jak Stasiu pięknie się rozwija. Codziennie zadziwia mnie czymś nowym. Staram się utrwalać te chwile w pamięci. Jednak, tak, jak pisałam, czeka mnie nieuniknione. Muszę stawić temu czoła. Z bólem serca, ale muszę. Pojawiło się zatem pytanie, co dalej z naszym łobuziakiem - żłobek czy niania? Póki co raczej opcja pierwsza, ale to okaże się na 100% w przyszłym tygodniu, a do tego czasu będę jeszcze pewnie chlipać w tajemnicy przed światem. Taka już jestem.

A co z tym deszczem? Popada, popada I przejdzie. Chmury znikną i zaświeci słońce. Mam taką nadzieję.

7 komentarzy:

  1. Łatwo nie będzie! Ale do przeżycia :) Ja wróciłam dwa miesiące temu. Teraz już chyba każdy się przyzwyczaił łącznie z Juniorem :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowo :) Mam nadzieję, że jakoś nam pójdzie i za parę miesięcy o wszystkim zapomnę :)

      Usuń
  2. Jak ja to znam.. Tez wracalam dwa razy do pracy, z taka roznica ze moje Dzieci mialy 5.5 i 6.5 miesiaca.. Przez 2 tygodnie codziennie kupowalam Totka. Niestety nie wygralam! Zostaje mi praca i jakos pogodzic zycie rodzinne z praca. Wychodzi mi roznie. Trzymam kciuki za Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, współczuję, że musiałaś zostawić takie maleństwa. Dzięki za wsparcie :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Z Olusiem spędzę w domu niecałe dwa lata. Podobnie jak w Twoim przypadku powrót do pracy związany jest z finansami i budową domu. Zdaję sobie sprawę, że łatwe to nie będzie aby rozstać się z Olusiem po takim czasie wspólnie spędzonym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne czekają Cię te same rozterki i emocje. Powodzenia zatem :)

      Usuń
  4. Coż. Przede mną mój pierwszy raz, też to w duchu przeżywam. Damy radę! :*

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku. Jeśli masz ochotę pozostawić komentarz, zrób to śmiało. Będzie mi bardzo miło. Pamiętaj jednak, że nie toleruję szeroko pojętego chamstwa. Na konstruktywną krytykę zawsze znajdzie się tu miejsce :)