O rodzeństwie słów kilka - z ust siotry i mamy


Zabierałam się do tego postu jak pies do jeża. Zaczęłam raz, skasowałam. Było drugie podejście. Też nie do końca trafione. No i chyba w końcu wersja ostateczna. Mam nadzieję. Takie tam moje wspomnienia i przemyślenia o istocie posiadania rodzeństwa i różnicy wieku.


Jako siostra...


Mając 8 lat stałam się dumną posiadaczką rodzeństwa, a dokładnie siostry. Jaka ja byłam wtedy szczęśliwa, tylko ja to wiem. Po tylu prośbach, nareszcie zostałam wysłuchana. Stałam się starszą siostrą. Nawet imię wybrałam, za co, zdaje się, moja siostra ma u mnie dług wdzięczności. Nie napiszę, jak miałaby na imię by nikogo nie urazić, ale wiem, że Kasia zdecydowanie bardziej się jej podoba. Przez lata zajmowałam stanowisko Starszej Siostry. 8 lat to niemała różnica. Początki były całkiem miłe - nawet pamiętam, że chwaliłam się wszystkim dookoła, dumnie pchając wózek ze śpiącą siostrą. Nie zdawałam sobie sprawy, że czeka nas wyboista droga.

Przez kolejne lata bywało różnie. Moja siostra była słodkim, wesołym dzieckiem, zapatrzonym we mnie jak w obrazek (myślę tu o pierwszych 2-3 latach), jednak rzeczy, których się wtedy nasłuchałam do dziś dźwięczą mi w głowie. Myślałam nawet o tym, by wypisać najgorsze teksty, jakie słyszy od rodziców starsze rodzeństwo. Pozwólcie, że przytoczę tylko te najbardziej przeze mnie znienawidzone:

"Jesteś starsza, mądrzejsza - ustąp..."
"Ona jest młodsza. Daj jej to..."
"Ty w jej wieku też tego nie robiłaś" (nieprawda dotycząca obowiązków domowych)
"Co ty jej zrobiłaś?" (przy każdej okazji, kiedy mała ryczała - w większości z własnej winy)

Mogłabym zacytować jeszcze wiele innych "złotych myśli", ale wspominanie tego nie jest niczym przyjemnym.

Moja mama mogła liczyć na moją pomoc - odbierałam siostrę z przedszkola, kiedy trzeba było zawsze przypilnowałam, nakarmiłam, bawiłam się, nawet był czas, że spałyśmy w jednym łóżku. Słowa "dziękuję" chyba nigdy nie usłyszałam. Czułam się jakby to był mój pieprzony obowiązek.

W miarę upływu lat na horyzoncie naszej wspólnej relacji pojawił się topór wojenny. Dziś wspominam to jako koszmar. Ja, nastolatka, mająca chłopaka, chcąca spędzić z nim trochę czasu sam na sam (bez żadnych podtekstów) i moja wszechobecna młodsza siostra. O losie. Pamiętam kłótnie i walki o wszystko. Bywało naprawdę ciężko, a emocje towarzyszące mi wtedy potrafiły być bardzo skrajne - z myślą o uduszeniu gołymi rękoma włącznie.

Na szczęście po latach znalazłyśmy wspólny język. Moja siostra dorosła, została mamą i żoną, a nasze relacje nabrały innego wymiaru. Teraz jesteśmy dorosłymi kobietami, staramy się wspierać, choć wciąż jesteśmy wobec siebie szczere, nawet jeśli którejś z nas nie do końca ta szczerość pasuje. Myślę jednak, że szczerość, jak w przypadku każdej przyjaźni, jest bardzo ważna.

Bardzo kocham moją siostrę i nie wyobrażam sobie życia bez niej.

Jako mama...

Zawsze wiedziałam, że chcę więcej niż jednego dziecka. Oczami wyobraźni widziałam naszą 4-osobową (co najmniej) rodzinkę. Nie chcąc popełnić błędu moich rodziców, planowałam, że 2, maksymalnie 2,5 roku po przyjściu na świat pierwszej pociechy będę ponownie pędzić na porodówkę.

Plany planami, ale czas i tak wszystko zweryfikował. Kiedy Zosia miała nieco ponad roczek, ja, na myśl, że miałabym właśnie zajść w kolejną ciążę, dostawałam gęsiej skóry. Nie żeby Zosia dała nam jakoś popalić przez ten pierwszy rok. Wręcz przeciwnie, była dzieckiem idealnym - nie miała kolek, nowe ząbki odkrywałam najczęściej przypadkiem zaglądając do jej buźki, a gdy miała niespełna pół roku spała całą noc, budząc się na cyca o 7:00 po to tylko by móc zaraz zasnąć i spać jeszcze przez kolejne 2 lub 3 godziny, a ja razem z nią oczywiście. Zwyczajnie nie byłam gotowa. Byłam w 100% skoncentrowana na Zosi. Czułam, że nie zdążyłam się jeszcze nią nacieszyć. Były jeszcze inne kwestie typu depresja czy kryzys w związku, ale nie będę się nad tym rozwodzić. Było, minęło. Na szczęście.

Dwa lata minęły jak oka mgnienie. Nadszedł czas podjąć pewne decyzje i poczynić plany. Podumałam, podumałam i wymyśliłam. Wyliczyłam miesiąc, w którym chciałam, by przyszło moje drugie dziecię na świat i przekazałam wytyczne współproducentowi. On jedynie rzekł "mówisz i masz" i słowo ciałem się stało.

Dziś mój syn ma 11 miesięcy. Między nim a Zosią jest 3,5 roku różnicy. Jak widzę powstającą między nimi więź, jestem szczerze wzruszona i bardzo szczęśliwa. Zosia jest bardzo opiekuńcza, czuła i cierpliwa wobec naszego małego łobuziaka, a Stasiu uwielbia swoją siostrę. Gdy tylko ją widzi, od razu uśmiech ma od ucha do ucha. Czasem tak ich podglądam i obserwuję, jak się wydurniają i śmieją z jakichś głupot. Gdzieś w głębi serca czuję wtedy lekkie ukłucie zazdrości, bo ja czegoś takiego nie doświadczyłam. Oczywiście razem siostrą również się wygłupiałyśmy i robiłyśmy zwariowane rzeczy, ale ja byłam już wtedy nastolatką, a nie małą dziewczynką. U moich dzieci jestem świadkiem rodzącego się uczucia od najmłodszych lat.

Jako mama staram się nie obarczać Zosi piętnem starszej siostry, a jeśli muszę wykorzystać to, że jest starsza, to staram się to robić w taki sposób, by czuła się z tym dobrze, albo nie odczuła tego w ogóle. Obiecałam sobie, że nie będę powtarzać słów, które sama znienawidziłam jako dziecko. Uważam, że młodsze dziecko nie do końca powinno mieć przewagę, ze względu na swój wiek. Staś, jako młodszy brat, musi wiedzieć, że Zosia ma prawo do swoich emocji - nie musi się z nim bawić, jeśli ma gorszy dzień lub nie ma na to ochoty, ma prawo do czasu tylko dla siebie, ulubionej zabawy, której on jej nie zepsuje. Nie musi dawać mu rzeczy, którymi się akurat bawi, tylko dlatego, ze on jest mały, tego chce i trzeba mu koniecznie to dać. Moja, mamy, w tym rola, by moje młodsze dziecko zająć czymś dla niego ciekawym.

Rodzeństwo to niełatwy temat, kojarzący się ze skrajnymi emocjami zmieniającymi się w miarę upływu lat - z miłością i silnymi więziami, czasem z nienawiścią i zazdrością. Jednak obecność brata czy siostry to rzecz bezcenna. Osobiście nie wyobrażam sobie życia bez siostry, ani też posiadania tylko jednego dziecka. To drugie byłoby podyktowane jedynie własną wygodą, a nie szczęściem mojego dziecka. Twierdzę to jako osoba, która przez 8 lat była jedynaczką i bardzo pragnęła rodzeństwa.

A Wy jakie macie spostrzeżenia czy doświadczenia dotyczące rodzeństwa? Jestem bardzo ciekawa.

3 komentarze:

  1. Też Cię bardzo kocham i nie wyobrażam sobie nie mieć Mojej Starszej Siostry. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja niestety jestem jedynaczką....tak się stało i nie mam na to wpływu. Jesli Bóg pozwoli, bardzo chciałabym, mieć trójkę dzieci:)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku. Jeśli masz ochotę pozostawić komentarz, zrób to śmiało. Będzie mi bardzo miło. Pamiętaj jednak, że nie toleruję szeroko pojętego chamstwa. Na konstruktywną krytykę zawsze znajdzie się tu miejsce :)